- W pewnym momencie, po swoich doświadczeniach scenograficznych, nagle sam sobie zadaję pytanie - a może scenografia jest teatrem? Może sam obraz, bez słów, wystarcza? Może przeżycie nie potrzebuje anegdoty, opowiadania? - mówi Leszek Mądzik, scenograf, reżyser, twórca Sceny Plastycznej KUL w rozmowie z Łukaszem Marcińczakiem w Teatrze.
Łukasz Marcińczak: Jest Pan twórcą teatru autorskiego, który obywa się bez słów, a jednak wiele mówi o człowieku - "bezsłowność" tego teatru sprawia, że niełatwo też o nim pisać, choć znowu paradoksalnie sporo o nim napisano, nazywając go filozoficznym, metafizycznym, religijnym albo teatrem śmierci, wielkich metafor czy bezsłownej prawdy. Chcę zapytać o drożdże, na których ten teatr wyrósł. Malarze twierdzą najczęściej, że malują światło, a właśnie światło we wszystkich Pana spektaklach jest głównym aktorem. A ponieważ Pan chciał zostać malarzem, to w tym kontekście bardzo przekonująco brzmią słowa Czesława Miłosza, utrzymującego, że nasze marzenia się spełniają, tyle że "krzywo i niezupełnie"... Leszek Mądzik: Wie Pan, malarstwo należałoby zawęzić do czegoś pogranicznego z rzeźbą - do tkactwa. To jest mój zawód wyuczony - skończyłem liceum technik plastycznych ze specjalnością "tkacz". A co to jest tkactwo? Zd