Rzadko mamy okazję wracać do przedstawień omawianych już wcześniej. Dzieje się tak z różnych przyczyn: brak czasu, brak miejsca w gazecie, natłok wydarzeń kulturalnych. A przecież, należałoby czasem wracać do nich ponownie, nie tylko ze względu na zwykły recenzencki obowiązek wobec tzw. drugich i trzecich obsad aktorskich. Również dlatego, że premiera nie jest najczęściej miarodajna dla oceny trwałych wartości spektaklu. Po kilkunastu przedstawieniach kształt artystyczny widowiska zmienia się czasem nie do poznania, często na gorsze, rzadziej na lepsze. Dziś więc, kiedy rytm życia kulturalnego w Warszawie nie powrócił jeszcze do normy, zajrzałem ponownie do Operetki na "Wesołą wdówkę" Lehara. Nie ukrywam, szedłem tam beż większego entuzjazmu, zważywszy na nie najlepsze wrażenia wyniesione z listopadowej premiery tego przedstawienia. Ale nie żałuję wieczoru; "Wdówka" jest dziś dużo lepsza. Spektakl "uleżał się" jakby, nabr
Tytuł oryginalny
Lepsza Wdówka
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy nr 16