Niechże zrozumieją decydenci, że nie ma takiego konkursu, który urodziłby dyrektora teatru z prawdziwego zdarzenia. Pewną szansę dawałby zamknięty konkurs ofert. Organ założycielski, czyniąc dyskretne rozeznanie (np. poprzez dyrektora Wydziału Kultury, jeśli ma olej w głowie), składałby oferty sprawdzonym, gotowym już kandydatom. Każdy z nich w wypadku zainteresowania propozycją przyjeżdżałby do marszałka i opowiadał, jak będzie wyglądał teatr, gdy on obejmie dyrekcję - pisze Sławomir Pietras w tygodniku Angora.
Wcześniej czy później musiało dojść do takiej niestosowności. We Wrocławiu wicemarszałek Radosław Mołoń wraz z dyrektorem Wydziału Kultury Jackiem Gawrońskim ogłosili defenestrację trzech najbardziej wytrwałych dyrektorów tamtejszych teatrów i konkursy na ich następców. Są to Ewa Michnik (Opera), Krzysztof Mieszkowski (Teatr Polski) i Jacek Głąb (Teatr w Legnicy). Cała trójka dowiedziała się o tym z gazet. Gawrońskiego znam, bo przed laty pracował u mnie jako tenor z wyraźną przewagą postury nad głosem. Niedawno ruszył rozumem (jak martwa krowa ogonem) i zaczął z kasy marszałkowskiej finansować plenery w Pstrążnej koło Kudowy w tych samych terminach co Festiwal Moniuszkowski, bez konsultacji z nami. Wyjątkowo ponura chałtura pod nazwą "Straszny dwór" była nawet transmitowana w telewizji, szkodząc Moniuszce i Festiwalowi. Nazwisko wicemarszałka kojarzy mi się ze znaną ongiś artystką operową Heleną Mołoń. Jeśli to syn lub wnuk t