Z Filipem Bajonem, reżyserem wchodzących jutro do kin Ślubów panieńskich, o myśleniu obrazem i o tym, czy młodych, polskich filmowców musi ogarnąć marazm, rozmawia Jacek Sobczyński w Polsce Gazecie Wrocławskiej.
Z Filipem Bajonem, reżyserem wchodzących jutro do kin Ślubów panieńskich, o myśleniu obrazem i o tym, czy młodych, polskich filmowców musi ogarnąć marazm, rozmawia Jacek Sobczyński Trzy tygodnie temu w programie Kuby Wojewódzkiego pański aktor Maciej Stuhr powiedział, że dla odbioru książki nie ma nic gorszego, niż uczynienie jej lekturą szkolną. Jako autor ekranizacji Ślubów panieńskich podpisałby się Pan pod jego słowami? - Oczywiście. Gombrowicz powiedziałby, że taka książka zostałaby od razu upupiona. Że jeśli to lektura, to z miejsca już coś nieciekawego, koniecznego, coś, co czyta się z musu, a nie z chęci. Bo wartości, bo styl... Wie pan, lektury szkolne od zawsze kojarzą się z nudą. Sięgnął Pan po Śluby panieńskie, żeby odczarować mit nudnej lektury? - Żeby odczarować i pokazać, że tak naprawdę ten tekst zbyt wiele wspólnego z lekturą szkolną nie ma. Fredro jest w dalszym ciągu żywy, energetyczny i dynamiczny