HENRYK Tomaszewski i Eugene Ionesco niewiele mają wspólnego, jeśli pominąć pewną zbieżność raczej przypadkową: dystans, jaki wobec twórczości obydwu zachowują ostatnio polscy recenzenci. O kryzysie Ionesco pisze się od paru lat, o kryzysie Tomaszewskiego od paru sezonów. Istnieje nawet pewien snobizm... Mniej więcej przed miesiącem odbyła się we wrocławskim Teatrze Polskim pierwsza u nas premiera "Gry w zabijanego". Realizację tę zaliczyć wypada do najciekawszych przedstawień sezonu, co nie oznacza jednak zbyt wiele, gdy pamiętać, że poza "Dziadami" nie było w ciągu minionych miesięcy żadnych teatralnych rewelacji. Będąc więc jedną z nielicznych inscenizacji interesujących, nie jest ten spektakl z pewnością wydarzeniem artystycznym. "Gra w zabijanego" jest rozpisanym na 21 scenek czy epizodów utworem, poświęconym różnym sprawom, związanym ze śmiercią i umieraniem. Definicja ta brzmi humorystycznie, lecz trudno o precyzyj
Tytuł oryginalny
Lęki pana Ionesco
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 30