EN

18.12.1988 Wersja do druku

Lekcje polskiego

Dla kogoś, kto zarabia na chleb pisaniem do gazet, nie ma chyba nic bardziej deprymującego niż brak odzewu ze strony czytelników, niż poczucie, że to, co się robi, trafia w pustkę. Po moim tekście o "Gałązce rozmarynu" w Teatrze Rozmaitości w Warszawie odezwało się dwóch czytelników. Nie jest to, co prawda, wiele; gdzież mi się równać ze Stanisławem Tymem, który w odpowiedzi na swój apel o zaprzestaniu transmitowania w telewizji naszej ligi piłkarskiej otrzymał blisko pół tysiąca listów, ale, mimo wszystko, zawsze coś. Pierwszy z moich czytelników swą wystukaną na maszynie epistołę rozpoczął od słów: "Redaktorze Multanowski. Ty marna szmato", a zakończył proroczą wizją: "Kiedy będziesz zdychał, naplują ci w gębę, świnio podła". Dzięki za dobre słowo, nie wiem tylko, komu winien jestem wdzięczność, bowiem autor tej korespondencji niestety zapomniał się podpisać. W twórczym uniesieniu to się czasami zdarza. Drugi mój czytelnik

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Lekcje polskiego

Źródło:

Materiał nadesłany

Tygodnik Kulturalny nr 51

Autor:

Andrzej Multanowski

Data:

18.12.1988