"Jaśniepanienka" w reż. Olega Żiugżdy w Białostockim Teatrze Lalek. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.
Gdy Doliński rozlewa siwuchę do kufli, Dojlidko płacze na wieść, że cudów nie ma, a Piotrowski wpatrzony jest w nich jak w święty obrazek - to jest dopiero coś... Nie dzieje się nic, gadają trochę od rzeczy, ale słucha się ich i ogląda - świetnie. Bo też i wartość "Jaśniepanienki" - najnowszego spektaklu Białostockiego Teatru Lalek - opiera się nie tyle na fabule, co na takich leniwie ciągnących się scenkach rodzajowych. Przy stole w karczmie siedzi trzech Kozaków. Popijają, rozprawiają, podpuszczają się nawzajem. Cóż to za rozmowy! O wszystkim i o niczym. O cudach, które przecież są, ale tak naprawdę ich nie ma (tu każdy ma inne zdanie na ten temat), a jeden z Kozaków (Jacek Dojlidko) aż rozpłacze się z żalu, "bo jak tu żyć teraz, skoro do Kijowa można nawet zawędrować, a cudu nie znajdziesz". O tym, że "każda baba ma ogon, takie prawo natury". O kozaczych duszach, "po których gorzałka gorącem się rozlewa...". Czasem wejdzie dziew