Teatr dziś chce nade wszystko bawić. Na siłę wymusza z siebie wesołość, najbardziej pokupny, jak mu się zdaje towar. Jeśli nie bawi, to opowiada łzawe historyjki czerpiąc stylistyczny wzór z telewizyjnych seriali. Bo to się przecież na świecie ogląda. Grywa też wielką i mniejszą klasykę, rzadko już zastanawiając się, jak zbliżyć ją do wrażliwości współczesnego odbiorcy; ramotka może sobie na scenie ramotką pozostać, nikomu to nie wadzi. No i są jeszcze wycieczki w krainę uogólnień, uniwersalnych, ponadczasowych problemów, ambitne i nieczęsto zakończone sukcesem. Mówię o repertuarze przeciętnym, nie o pierwszych scenach i nie o twórczości najlepszych reżyserów, których stać już na własną poszukiwawczą ścieżkę. Czy czegoś nie brak na tym afiszu? Owszem, trudno na nim znaleźć miejsce, by wpisać na przykład "Czarownice z Salem", jedną z najlepszych sztuk teatralnych XX wieku, dramat, którego siłą zdaje się wciąż porażaj
Źródło:
Materiał nadesłany
Odra nr 4