EN

22.02.2024, 12:30 Wersja do druku

Lek

„Cura” w chor. Deborah Colker z Companhia de Danca Deborah Colker, pokazy w Tajpej. Pisze Benjamin Paschalski na blogu Kulturalny Cham.

fot. mat. CIA Deborah Colker

Dla każdego teatromana najważniejsze jest odkrywanie nowego, nieznanego, czegoś nieoczywistego. Sztuki, która może zaskoczyć, a także ukazać wartościowe kierunki inspiracji. Wiele przed nami do zobaczenia w świecie tańca, bowiem polska scena nie ma do zaoferowania wiele, gdyż zamyka się w ograniczonym kręgu artystów. To pole wydaje się niezagospodarowane i jest niezbędnym, aby je ukazać szerokiemu kręgowi odbiorców. Jest ono bowiem niezwykle kreatywne i wzbogacające świat kultury. Na całym świecie funkcjonują kompanie, które szerokimi garściami czerpią z lokalnych doświadczeń, tożsamości. To formy antropologicznych poszukiwań i odkryć dla świata ruchu. Wielokrotnie folklor staje się inspiracją dla oryginalnego tańca – odbiegającego od utartych schematów. Owe przetworzenia ukazują tajemnice kultur, ale również oczarowują oryginalnością i innowacyjnością. Do grona owych artystów należy Deborah Colker. U nas w ogóle nieznana, ale nie jeden z nas zapewne widział jej prace, choć nie jest tego świadomy. Ta urodzona w roku 1960 w brazylijskim Rio de Janeiro artystka, której korzenie sięgają żydowskiej rodziny rosyjskich emigrantów, buduje jeden z najbardziej ciekawych tanecznych języków wypowiedzi. W swoich pracach łączy myśl i intelektualną rozprawę ze zjawiskowym ruchem. Owym szczególnym osiągnięciem, dla większości rozpoznawalnym, było przygotowanie choreografii dla uroczystości otwarcia Igrzysk Olimpijskich w 2016 roku, w rodzinnym mieście. Ukazanie specyfiki kulturowej własnego kraju łączyło się z próbą szerszego spojrzenia na aspekty środowiska naturalnego i problemów ekologii. Jej przedstawienia dalekie są od powierzchowności, nie są tylko pokazami technicznych możliwości tancerzy, ale istotnym jest głębia i przekaz. Artystka w 1994 roku założyła własną grupę – Companhia de Danca Deborah Colker, która od trzydziestu lat stworzyła trzydzieści spektakli podróżując z nimi po całym świecie. Jednak najważniejszym pozostają prezentacje dla miejscowej publiczności, specyficzny dialog na temat samych siebie, komunikatywność z rodzimymi odbiorcami. Bowiem wartością przedstawień jest właśnie silne ich osadzenie w lokalnej kulturze, wykorzystanie tradycji, tego co pierwotne, niezauważalne, znikome. Colker obrazy, bowiem przedstawienia zamknięte w kolejnych fragmentach, są jak pejzaże pewnej krainy przetykane siłowym ruchem, który nawiązuje do brazylijskiej tradycji, rozpropagowanej w dniach karnawału na sambodromie, ale nie omija także sztuk walki. Dodatkowym elementem jest wykorzystywanie obiektów, wielokrotnie olbrzymich rozmiarów, które nie tylko są martwymi partnerami dla tancerzy, ale ożywione tworzą niesamowity, wizyjny krajobraz dalekiego świata.

Jedna z ostatnich premier artystki to Cura, która jest czymś więcej niż zwykłym spektaklem i doznaniem artystycznym. Inspiracją do powstania przedstawienia, którego narracja jest skupiona na swoistym poszukiwaniu leku, stało się osobiste doświadczenie choreografki. Jej wnuk, Theo, zapadł na nieuleczalną chorobę. Nieodparcie owe zdarzenie wiąże się z życiorysem Stephena Hawkinga, który zmarł w roku 2018, a przecież jego egzystencja to pasmo walki o przetrwanie i udowodnienie, że diagnozy medyczne mogą stać w sprzeczności z siłą organizmu. Ale czy tylko jednostka może oprzeć się żywiołowi, który degraduje nas samych? Colker mówi coś odmiennego, że świat ludzkiego trwania i otaczających przeciwności jest pełen duchów, które towarzyszą nam od zawsze oraz opiekują się nami. I choć w katolickiej narracji powiedzielibyśmy anioły, to przecież nie jest to uniwersum, ale tylko drobny wyjątek wyznawców pewnej wiary. Artystka czerpie z szerokiej gamy kultur zarówno Ameryki Południowej jak i Afryki, nie budując linearnej opowieści, ale złożoną z kilku fragmentów historię o poszukiwaniu leku, który może być bliżej niż każdemu z nas się wydaje. Do współpracy zaprosiła ona Niltona Bondera, rabina oraz lidera Kongregacji Żydowskiej Brazylii, który wspomógł ją w poszukiwaniach owego tajemniczego „uleczenia”. Drugim istotnym elementem jest muzyka. Kompozycji podjął się Carlinhos Brown, śpiewak i perkusista, który w swoich utworach miesza style od funk, soul, reggae do tradycyjnych dźwięków Brazylii. Z owego powiązania trójki artystów powstało widowisko intelektualno-taneczne. Oś narracyjna, która poprzedzona jest mitem o Obaluae, bóstwie reprezentowanym przez naturę, symbolu uzdrowienia, szacunku dla osób starszych i obrońcy zdrowia, to właśnie przywoływanie dawnego świata i zestawianie go z tym, co nas otacza. Postępujące po sobie sekwencje to sploty wycofania i eksplozji ruchu. Taniec wielokrotnie jest spowolniony, dystyngowany, precyzyjny. Osią przewodnią jest gra z bandażem, który okala całe ciało, zniewala i unieruchamia. Istotą jest wyzwolenie. To daje natura, świat pierwotny. Artystka świetnie ukazuje przestrzeń dżungli, bogów, którzy zamknięci są w pętach konarów, falując tworzą niesamowite obrazy odizolowanego, tajemniczego świata. Kolejne sekwencje to próby przejścia przez pola trudności i zmagania się z chorobą. Do tego wykorzystane są duże pochyłe platformy, gdzie siłowy taniec jest niczym walka o kolejny dzień, egzystencję i wyzwolenie. Ważnym jest również wprowadzenie prostokątnych brył, które tworzą symboliczny labirynt, z którego uwolnieniem jest ekstatyczny taniec. Zwycięża świetna grupowa kompozycja, w której zespół ukazuje pełnię swoich możliwości oraz opowiada o tym jak to co dawne współgra z tym co dzisiaj. Jak efektownie można wykorzystać tradycję ruchu do udanej prezentacji w dniu dzisiejszym. Ekstatyczność i perfekcja budują owe widowisko, pełne idei i żarliwego tańca. Jednak mimo dużej pochwały dla innowacyjnej techniki, oryginalności, to koncept wydaje się lekko przesadzony i przekombinowany. Trudno jest przedstawić pewną filozofię tylko ruchem, a więc to trochę zdarzenie efektowne, ale podszyte zbyt dużą megalomanią chęci przekazania istotnych treści, które mają zbawić świat. Nie da się w jednym wieczorze zbudować wielopoziomowej interpretacji i skonstruować leku. Dlatego pozostanie dla mnie ta opowieść jako rzecz o bogach, a nawet tylko o tańcu, jako leku na to, co nas otacza wokół.

Spotkanie z brazylijską formacją było doświadczeniem oryginalnym i odkrywczym. Deborah Colker, posiadająca oryginalną formę wypowiedzi, nie stroni od tego co pierwotne i naturalne, kształtuje świetny język tańca, którym może i chce opowiedzieć zbyt dużo, ale to jej własna, wewnętrzna potrzeba. Cenię ową pracę, gdyż ma w sobie powiew świeżego zefiru, ruchu, który może leczyć.

Tytuł oryginalny

LEK – „CURA” – COMPANHIA DE DANCA DEBORAH COLKER

Źródło:

kulturalnycham.com.pl
Link do źródła

Autor:

Benjamin Paschalski

Data publikacji oryginału:

21.02.2024

Wątki tematyczne