- Choć jest to krwawa historia o zemście na tych, którzy po trupach idą po władzę, nie chcę "Makbetem" opowiadać o polityce. Więcej będzie o narastającej obawie, że znany nam świat już się kończy i stanął u progu katastrofy - mówi Lech Raczak. Premiera na legnickiej Scenie Gadzickiego w sobotę 11 lutego.
Na kilka dni przed premierą jedno jest bezsporne, co mogli zaobserwować dziennikarze uczestniczący w środowej (8 lutego) prezentacji fragmentów spektaklu. Pierwszy Szekspir w liczącym ponad 70. realizacji dorobku Lecha Raczaka i ósmy jego spektakl wystawiany w Legnicy będzie widowiskiem z wielkim rozmachem inscenizacyjnym. Nawet duża i głęboka scena Teatru Modrzejewskiej okazała się dla niego za mała. Dobudowane do niej podesty sięgają głęboko w widownię, z której trzeba było usunąć kilka pierwszych rzędów. - Nie jest moim zamiarem, by "Makbeta", po którego sięgnąłem, odczytywać jako odniesienie i komentarz do polskiej współczesności politycznej. Bardziej zależało mi na tym, by stworzyć opowieść o tym, jak człowiek zagraża światu, który sam tworzy. Reszta należy do aktorów i widzów. To oni dadzą ostateczną odpowiedź jak odczytają przesłanie, z którym zmagać się będziemy do ostatnich prób - mówi reżyser. Zdaniem Lecha Raczak