- Koło się zamknęło. Jako studenci szkoły teatralnej graliśmy małoobsadowe, przede wszystkim literackie sztuki. Dzisiaj także za pomocą słów, czyli dobrej literatury oraz nowoczesnej formy teatralnej, chcemy wychowywać swoją publiczność. Może to zabrzmi paradoksalnie, ale uważam, że teraz w Polsce naszym obowiązkiem jest powrót do tradycyjnych wartości. Dlatego Teatr STU wraca do światowego repertuaru klasycznego - mówi Krzysztof Jasiński, twórca i dyrektor Teatru STU, w rozmowie z Lwem Bogdanem w miesięczniku Kraków.
Jakie były początki teatru i jak to się stało, że bardzo szybko staliście się znani w Polsce, a potem w świecie? - Założyłem Teatr STU, będąc studentem drugiego roku Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Przyjechałem do Krakowa z Poznania jako już doświadczony animator kultury studenckiej, po ukończeniu historii w Studium Nauczycielskim. Był rok 1964. Grotowski prowadził swój teatr jeszcze w Opolu, a w Krakowie najważniejszym twórcą awangardowym w teatrze studenckim był Waldemar Krygier, założyciel Teatru 38 i bliski, niesłusznie zapomniany współpracownik Grotowskiego. Tutaj działał też Cricot 2. Studiowałem z wybitnymi już parę lat później kolegami, jak Wojtek Pszoniak, Olgierd Łukaszewicz czy Jerzy Trela. To z nich składał się pierwszy zespół Teatru STU. Oficjalnie, na specjalnym zebraniu, założyłem Teatr STU 20 lutego 1966 roku. Na dwa lata przed marcem '68 w Polsce i przed majem '68 w Paryżu. Skąd nazwa Teatr STU?