Wymagał od teatru, od zespołu, od widza, ale przede wszystkim od samego siebie - o twórczości Jerzego Jarockiego w kontekście "Miłości na Krymie" z Teatru Narodowego w Warszawie pisze Barbara Pitak z Nowej Siły Krytycznej.
W ostatnim czasie odeszły z polskiego życia teatralnego osoby, które swą niebywałą działalnością i ogromnym talentem zapisały się na kartach historii. W tym roku byli to m. in. Andrzej Łapicki, Erwin Axer i Jerzy Jarocki. Wydarzenia tak bolesne i ostateczne zawsze skłaniają do przemyśleń. To właśnie niedawna śmierć Jerzego Jarockiego stała się dla mnie asumptem do rozważań. Jako ludzie teatru, winniśmy zatrzymać się na moment i zastanowić nad tym, jak w przyszłości będzie wyglądać polskie życie teatralne. Pewna epoka nieuchronnie bowiem dobiega końca. Jerzy Jarocki, wybitny reżyser, absolwent Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie i Studiów Reżyserii w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej w Moskwie, był jedną z najbardziej oryginalnych osobowości teatralnych minionych kilkudziesięciu lat. Od 2003 roku związany z Teatrem Narodowym w Warszawie, miał niebawem rozpocząć przygotowania do nowego spektaklu "