Może to po prostu "opera społecznościowa" czy tzw. teatr solidarny, przekraczający ramy zawodowego teatru i stawiający kolektywną, eksperymentalną pracę ponad rzemiosłem? - spektaklu "Szukając Leara: Verdi" w reż. Michała Znanieckiego pisze Mateusz Węgrzyn z Nowej Siły Krytycznej.
Nie co dzień powstaje przedstawienie, w którym na jednej scenie występują operowe gwiazdy oraz pensjonariusze domów opieki społecznej. Wielkie soprany, barytony, profesjonalni aktorzy oraz starcy na wózkach, niepełnosprawni intelektualnie, mający po udarach mózgu problemy z mową - szukać w tym można wywrotowego potencjału, społecznego, obywatelskiego zaangażowania czy nawet wartości głęboko antropologicznych. Takiego wyzwania podjął się Michał Znaniecki, reżyserując we wrocławskim Imparcie spektakl "Szukając Leara: Verdi". Kontrowersja to zbyt wytarte słowo dla opisu tego wydarzenia, choć rzeczywiście w odbiorze chwilami kłócą się: odczucie chimeryczności, zażenowanie, współczucie oraz świadomość konieczności oceniania całego procesu jednak z dłuższej perspektywy. A może to po prostu "opera społecznościowa" czy tzw. teatr solidarny, przekraczający ramy zawodowego teatru i stawiający kolektywną, eksperymentalną pracę ponad rzemiosł