Obecność tego chóru na scenie jest tak imponująca, że chyba na zawsze zostanie on w mojej pamięci. Ta ekspresja ma w sobie coś z brutalnej siły, gesty są rwane, nie słychać tu słowiczych głosów lecz głosy które wychodzą z brzucha, z trzewi, które obserwują linię horyzontu z dumą, głosy te rozbrzmiewają wewnątrz i na zewnątrz, tam gdzie nagie stopy, i tam gdzie nagie ręce, by stworzyć śpiew nadziei i wdzięczności - pisze w Le Monde Evelyne Trân, po pokazach "Requiemaszyny" na Festiwal Sens Interdits w Lyonie.
Na deskach Théâtre de la Renaissance ponad dwadzieścia osób, zarówno mężczyzn jak i kobiet, postanowiło wspólnym głosem wyrazić swoją wściekłość, swój upór w walce z opresyjnym systemem liberalnym, w ramach którego ludzie pracujący zmuszeni są albo ugiąć się pod ciężarem nieludzkich warunków pracy, albo zostać bezrobotnymi. Razem stworzyli chór w szlachetnym znaczeniu tego słowa, znaczeniu antycznym; nie są bezmyślnym stadem, ale prawdziwą ognistą kulą, która w miarę jak słowa nabierają rozpędu, rozprzestrzeniają się, przeszywają tętnice, docierają do mięśni, uwidaczniają się na twarzach, nabiera świadomości swojej duchowej siły, będącej siłą oddechu, zgodnie z etymologicznym znaczeniem tego słowa. Co mówią? Co wykrzykują? Czyż nie jest to ten rodzaj myśli, która przeszywa duszę, gdy dociera się do granic, granic zmęczenia, granic wytrzymałości, kiedy jest się zmuszonym dochodzić do granic samego siebie, ponieważ