Hrabia de Lautreamont, a właściwie Izydor Ducasse (1846-1870), bo tak brzmi autentyczne nazwisko tego francuskiego poety, należy do postaci tyle niezwykłych co tajemniczych. Jego życiorys. usiany jest białymi plamami, a dzieło - "Pieśni Maldorora" - przez ponad sto lat budzi żywe spory. Zresztą w znacznej mierze zostało zanegowane przez samego autora natychmiast po ukazaniu się. Pisarz tkwiący jeszcze w dziedzictwie romantycznym został uznany za patrona nadrealistów. Twórca wyjątkowo odrażających i bluźnierczych scen, zafascynowany złem i okrucieństwem - miał być w głębi człowiekiem wierzącym. Same sprzeczności, same znaki zapytania.
Sześć "Pieśni" Lautreamonta składa się z 60 nierównej długości strof i stanowi szczególny poemat prozą, w którym przedstawia on człowieka - upostaciowienie zła: Maldorora. Jak o tym utworze pisał zafascynowany nim Andre Breton "zasada wiecznej zmienności opanowała przedmioty oraz idee, dążąc do całkowitego ich wyzwolenia, pociągającego za sobą wyzwolenie człowieka". "Pieśni" wydane w Belgii przez parę lat nie mogły trafić na półki księgarskie, drukarz bowiem lękał się odpowiedzialności za wydanie równie skandalicznej i nieobyczajnej książki. Dopiero w 20 lat po śmierci Ducasse'a krytyka zaczęła interesować się jego twórczością, przy czym oceny rozciągają się od zachwytu Bretona, Jarry'ego, Gide'a i innych do pełnej negacji Maerterlincka, Camusa itd. Było niewątpliwą odwagą, graniczącą z szaleństwem, wzięcie przez p. Mariusza Trelińskiego tego ciemnego i zawikłanego poematu na warsztat sceniczny. Spektakl zbudowany został w f