EN

16.03.2012 Wersja do druku

"Latający Holender" w Operze Narodowej czyli jak Szczecin pogrzebał szansę

Ta premiera pokazuje, co oznacza nazwisko Ryszarda Wagnera w sztuce. Tym bardziej powinniśmy się w Szczecinie cieszyć, że nasza Opera na Zamku przygotowała "Holendra" już w 2006 roku i to nie z winy szczecińskiego zespołu premiera odbyła się jedynie w wersji koncertowej. Na wykonanie dzieła w plenerze zabrakło wtedy w Szczecinie pieniędzy. Wielka to szkoda, bowiem "Holender tułacz" był świetnie przygotowany - pisze Grzegorz Dowlasz w Kurierze Szczecińskim.

Przed niedawną premierą "Latającego Holendra" w Operze Narodowej wiele mówiło się w krajowych mediach o kompozytorze i jego znaczeniu. W Warszawie przedstawienie przygotowali reżyser Mariusz Treliński i scenograf Borys Kudliczka, a te nazwiska mówią od dawna same za siebie. Do prowadzenia orkiestry poproszony został dyrygent z Izraela, Rani Calderon, 40-letni pianista i dyrygent o bogatym doświadczeniu na światowych scenach operowych. Jacek Marczyński przy okazji tej premiery przypominał na łamach "Rzeczpospolitej" trudności, jakie po II wojnie światowej towarzyszyły wprowadzeniu dzieł kompozytora. Wagner był w Polsce niemal zakazany, co miało związek m.in. z faktem, że kompozytora uwielbiał Adolf Hitler. Nawiasem mówiąc, stereotyp ten oddziaływał dość długo nie tylko na Polaków. "Holendra" przygotowano w Operze Wrocławskiej dopiero w 1993 roku, a na dodatek przedstawienie pokazywano wyłącznie za granicą. We wspomnianym artykule dyrektor Waldemar

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Jak Szczecin pogrzebał szansę

Źródło:

Materiał nadesłany

Kurier Szczeciński Nr 54

Autor:

Grzegorz Dowlasz

Data:

16.03.2012

Realizacje repertuarowe