Praca w Teatrze Lalek w Olsztynie to kurs przetrwania i podróż w czasie jednocześnie. - Ale ile można tak pracować? - pyta jeden z aktorów. - Nikt nas nie traktuje poważnie. Pracujemy w warunkach wołających o pomstę do nieba. Od tego, czy znajdzie się nowa siedziba dla naszego teatru, zależy,
czy będzie on miał jakaś przyszłość, czy dalej będzie uprawiał
partyzantkę.
W budynku przy ul. Głowackiego mieścił się niegdyś Komitet Wojewódzki Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. W 1994 roku jego część otrzymał Olsztyński Teatr Lalek, który do lat 90. miał swoją siedzibę na zapleczu seminarium duchownego przy pi. Bema. Niedawno pojawiła się nadzieja, że instytucja przeniesie się do nowej siedziby. Ale nic nie wskazuje, by to się ziściło. PROWIZORKA MA SIĘ DOBRZE - Nieważne, czego byśmy tutaj, przy ul. Głowackiego, nie zrobili, ten budynek nigdy nie będzie budynkiem teatralnym - mówi dyrektor teatru Andrzej Bartnikowski. Zaskoczeni? Każdy by był, gdyby gmach teatru zobaczył od innej strony niż widzowie. Na górę wchodzimy schodami. Na piętrze, tam, gdzie jest Duża Scena, za sprawą kukieł, strojów i rekwizytów prezentowanych we foyer można poczuć teatralną atmosferę. Duża Scena to nazwa szumna. Na widowni zamiast krzeseł długie kanapy. Dzięki temu może się tu zmieścić 150-180 dzieci. Dorosłych mniej