Osią spektaklu jest rywalizacja aktorów, przedstawiających skonwencjonalizowany świat rzeczywisty, z wyimaginowanym światem człekokształtnych lalek, w którym - wydaje się - bohaterka odnajduje cel swych poszukiwań. Lalki wciąż dźwigają tekturowe podła, duże i bardzo duże, z których powoli budują olbrzymi horyzontalny mur, zamykający całkowicie przestrzeń sceny. Każda sekwencja budowania tego muru to ekwilibrystyczna sztuka animacji lalkowej - o spektaklu "Hullu" francuskiego Blick Théâtre, obejrzanym na festiwalu Marionnet'Ic w Bretanii pisze Marek Waszkiel na swoim blogu.
Spektakl zaczyna się kilkuminutową aktorską etiudą, która w wielu innych propozycjach teatralnych, opartych na literaturze i nieustannym dialogowaniu, wypełniłaby całe przedstawienie: troje aktorów siedzi na zsuniętych stołkach. Loc Apard i Matthieu Siefridt po bokach, w środku Johanna Ehlert. Nie wypowiadają ani jednego słowa, nie pojawi się ono zresztą w całym spektaklu. Mężczyźni przyjmują konwencjonalne pozy, siedzą bez ruchu, kobieta co i raz wyłamuje się z tej konwencji: a to poprawia sukienkę, podnosi rękę, odgarnia włosy, zakłada nogę za nogę. Jest ustawicznie strofowana przez partnerów, przywoływana do porządku, wyłamuje się bowiem z obowiązującego konwenansu. Coraz silniej uświadamiamy sobie, że jest inna, nie mieści się w przyjętej konwencji, która ją krępuje, ogranicza, pozbawia osobowości. Po chwili jeden z aktorów sięga po talerz, którego zawartość bezceremonialnie kobieta pochłania, co stwarza pretekst do kolejnej etiu