Ostatnia sztuka Jerzego Zawieyskiego, wystawiona na scenie Teatru Kameralnego w Warszawie, wyłamuje się z dawnych konwencji literatury dramatycznej. Cała akcja "Lai znaczy jaśmin" rozgrywa się między dwojgiem ludzi i nie jest nawet w całości ich bezpośrednim dialogiem. Większą część sztuki wypełniają słowa i myśli tej pary kochanków, wymieniane z oddalenia w szeregu listów nie zawsze mających możność dojścia do rąk adresatów. Czy taki "antydramat" ma przed sobą przyszłość, czy też pozostanie eksperymentem tylko w rzadkich wypadkach wytrzymującym próbę realizacji scenicznej? Teatr musi liczyć się z widownią i w końcu jedynie ona może na to pytanie odpowiedzieć. Najbardziej charakterystyczne dzieła dzisiejszego teatru francuskiego, jak "Koniec taśmy" i "Radosne dni" Becketta są ponawianą coraz skrajniej próbą "antydramatu" i zyskały wielu zwolenników - znajdą też zapewne licznych naśladowców. Nie pozostały one bez wpływu na twórcz
Tytuł oryginalny
"Lai znaczy Jaśmin"
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Powszechny nr 11