Laboratorium Dramatu wystartowało od razu z jasno postawionym celem: nie zamierza produkować wieszczów i wizjonerów, ale solidnie szkolić warsztat i realizować "rzetelną dramaturgię środka", czyli to, co w teatrach na Zachodzie stanowi gros repertuaru - pisze Małgorzata Rokicka w Arte.
W Los Angeles wszyscy piszą scenariusze filmowe: lekarze, prawnicy, kelnerzy, aktorzy, nie mówiąc już o dyplomowanych scenarzystach. U nas szał pisania ogarnął faktycznych i potencjalnych dramaturgów, do których nagle, w ciągu kilkunastu miesięcy, wiele teatrów wyciągnęło rękę, organizując konkursy, warsztaty i czytania. A wszystko dlatego, że polski teatr dostrzegł w ostatniej chwili to, czego jeszcze (!) nie zauważył polski film - a mianowicie, że nie bardzo jest komu wymyślać ciekawe i dobrze skonstruowane historie. I że trzeba zacząć się rozglądać, zanim jedynym urozmaiceniem będzie sceniczne tasowanie "Makbeta", "Woyzecka" i "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie". Niektórzy krytycy kręcą nosami. Wachlarz zarzutów jest dość szeroki, ale streścić go można następująco: grzechem głównym współczesnej dramaturgii jest to, że jest współczesna - mocno osadzona "tu i teraz", nierzadko brutalna, posługująca się żywym językiem ulicy,