Fokin podejmuje dialog z Meyerholdem - stara się odtworzyć składniki dzieła z 1917 roku i podać je dzisiejszemu widzowi. Wykorzystuje oryginalne projekty kostiumów, muzykę Aleksandra Głazunowa i formę sceniczną. Teraźniejszość (a może przyszłość?) miesza się tu z tradycją - o "Maskaradzie" w reż. Walerija Fokina na Olimpiadzie Teatralnej we Wrocławiu pisze Karolina Okurowska w Teatrze dla Was.
Fokin podejmuje dialog z Meyerholdem - stara się odtworzyć składniki dzieła z 1917 roku i podać je dzisiejszemu widzowi. Białe suknie wirują na parkiecie. Każda z nich to dzieło sztuki - ręcznie wyszywane wzory, zachwycające kroje, gry kolorów, tu błękit, tu róż, tu soczysta czerwień. Wachlarze, perły, loki, koronki, alabastrowe policzki. Lecz wszystko to piękne jest tylko powierzchownie. W pozach porcelanowych lalek zamknięci są ludzie, pod warstwami pudru pulsuje krew, pod delikatną tkaniną zbiera się pot. Pod tańczącymi maskami kryją się zazdrości, układy, spiski, domniemania, zemsty, intrygi. Michaił Lermontow w "Maskaradzie" obnaża ludzką małostkowość i fałsz. Wyimaginowana zdrada doprowadza do tragedii. Fabuła niczym z szekspirowskiego Otella osadzona jest w carskiej Rosji. Lermontow opisywał znane sobie sytuacje, osadzone we współczesnym mu kontekście. Niestety, mimo że stosował się do licznych uwag cenzury i poprawiał tekst dra