Toruński "Mulholland Drive" jest miejscem, w którym rzeczywistość miesza się ze snem, niepokoi i fascynuje jednocześnie. Zdecydowanie warto wybrać się na ten spektakl i zanurzyć w labiryncie (nie)teatralnych iluzji - o spektaklu Teatru im. Horzycy w reżyserii Katarzyny Trzaski, Edyty Wróblewskiej i Macieja Marczewskiego pisze Barbara Pitak-Piaskowska z Nowej Siły Krytycznej.
Ostatnimi czasy dużo Davida Lyncha w Toruniu. Wystarczy przypomnieć otwieraną przez niego osobiście wystawę "David Lynch. Silence and Dynamism" w Centrum Sztuki Współczesnej w ramach festiwalu Camerimage 2017, odbywające się tam spotkanie znawców filmu dotyczące nowej części kultowego serialu "Twin Peaks" czy wreszcie premierę Teatru im. Wilama Horzycy opartą na filmie "Mulholland Drive". Szeroko ją reklamowano w mediach zaznaczając, że twórcy eksplorują "język artystyczny na pograniczu teatru i filmu" oraz poszukują "nowych sposobów komunikacji z publicznością". Jednocześnie zaznaczono, że ilość planowanych spektakli jest ograniczona, co spotęgowało atmosferę zaciekawienia i niepewności. Lyncha określać możemy mianem postmodernistycznego ironisty, wizjonerskiego odkrywcy nieświadomości czy transgresywnego neokonserwatysty... Jakkolwiek jednak nie określilibyśmy twórcy "Mulholland Drive", bezsprzecznie uznać należy, że na każdym kroku bawi