"Don Giovanni" reż. Michała Znanieckiego w Operze Krakowskiej. Pisze Lesław Czapliński w Opcjach.
Gdyby Kierkegaard obejrzał "Don Giovanniego" w Operze Krakowskiej, to chyba nie napisałby swoich "Stadiów erotyki bezpośredniej", albowiem inscenizator zrobił wszystko, aby całkowicie usunąć z niego jakąkolwiek uwodzicielską siłę, również z duetu La ci darem mano, odśpiewanego bez należytego wdzięku. Czyżby - według koncepcji reżysera - do cna wypalony donżuan starał się w ten sposób zrazić do siebie stające mu na drodze kobiety? Ale wtedy inicjatywę powinny przejąć właśnie one (np. w dramacie Ukrainki czynną stroną jest Donna Anna, która czuje, że to jej ostatnia szansa), tymczasem kobiety w krakowskim "Don Giovannim" chyba zbyt zajęte są śpiewem (np. Katarzyna Oleś-Blacha), by zawracać sobie tym głowę. W ogóle podczas oglądania spektaklu można było odnieść wrażenie obcowania raczej z wykonaniem koncertowym, w którym artyści skupieni są głównie na stronie muzycznej, niż z operą (chociaż prowadzona przez Agnieszkę Nagórkę par