O "Rajskich jabłkach" w reż. Żanny Gierasimowej w Teatrze Polonia w Warszawie piszą w Życiu Warszawy - Po Godzinach.
Niedługo powisiał w Polonii afisz z monodramem "Merylin i Papież. Listy między niebem a piekłem". I słusznie. Nie za długo kłuć w oczy powinien także spektakl "Rajskie jabłka" o Włodzimierzu Wysockim. Takie kabotyństwo, artystowską tandetę i pretensjonalną pozę Rosjanina z żywą raną miast duszy znieść można tylko raz - dla zasady, w rocznicę urodzin bohatera spektaklu. Tego dnia odbyła się w Polonii premiera "Rajskich jabłek" w reżyserii Żanny Gierasimowej, z udziałem jej samej i Eugeniusza Malinovskiego. Odgrywane przez tę parę scenki z życia Wysockiego i Mariny Vlady, pełne usilnego dramatyzmu i przyciężkawych porywów namiętności, przeplatane były piosenkami legendarnego barda. Wystarczyło wyjść z gitarą i bez zbędnych wstawek zaśpiewać te kawałki, a byłby to bardzo udany wieczór. Atak są spady w postaci "Rajskich jabłek". Nic, tylko ściągnąć i uśmiechać się, jakby nic się nie stało.