Scena jest jak ring zapaśniczy. Kwartet bohaterów "Męża i żony" wkracza na nią razem. Wszyscy kłaniają się, jak zawodnicy przed walką; eleganckie, choć dość swobodne, czarne stroje podkreślają "gotowość bojową". Nikt nie opuści areny aż do końca krótkiej, niewiele ponadgodzinnej inscenizacji. Nie o intrygę Fredrowskiej komedii chodzi Annie {#os#4013}Augustynowicz{/#}, laureatce Paszportu "Polityki", reżyserującej gościnnie w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku - lecz o samą grę erotycznych uniesień i zdrad. Grę symbolizowaną poprzez małą czerwoną piłeczkę, która podawana z rąk do rąk, pocierana, miętoszona, ogrywana w najrozmaitszy sposób, łączy bohaterów. Efektowny pomysł i subtelny, pozbawiony wszelkiej wulgarności, a przy tym - poprzez swą całkowitą mechaniczność - odbierający wszelką radość grze, nadający jej jakiś smutek. Pierwsze recenzje z premiery mówiły o całkowitej nieśmieszności tak granego Fredry.
Tytuł oryginalny
Kwartet na ringu
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka Nr 50