O swoim pomyśle na wystawienie komedii teatralnej w operze opowiada reżyser przedstawienia w Operze Podlaskiej w Białymstoku. - Dążę do tego, żeby co wieczór było to inne przedstawienie - obiecuje Marek Tyszkiewicz, aktor Teatru Dramatycznego i reżyser-debiutant.
Po 25 latach pracy jako aktor postanowił Pan zadebiutować jako reżyser. To takie jubileuszowe wyzwanie? Marek Tyszkiewicz, aktor: Odwaga. Trzeba mieć jednak jakiś impuls, żeby przekroczyć ten Rubikon drugiej strony sceny. Niektórzy od razu idą na studia reżyserskie. - Będąc studentem aktorstwa rozpocząłem drugi fakultet. Krótko to trwało, bo szybko rzuciłem się w taki niesamowity wir kariery aktorskiej. Zwiedziłem połowę świata... Chyba nie z Teatrem Dramatycznym? - Początek miałem bardziej zwariowany. To był Teatr Wierszalin, kiedy pukano się w głowę patrząc na Aleksandra Skowrońskiego z brodą, Ryśka Dolińskiego, Alę Gielniewską, Izę Dąbrowską. Całą grupę ludzi skupioną wokół Tadeusza Słobodzianka i Piotra Tomaszuka, którzy próbowali zawojować świat. Niestety - skutecznie (śmiech). Przestałem myśleć o reżyserii, bo było co robić. Teatr Dramatyczny to ostatnie naście lat i to bardzo znaczące w mojej karierze. Teatr Drama