EN

11.12.2000 Wersja do druku

Kwartet, czyli septet

Po wyjściu z "Magnetyzmu ser­ca" miałam wielką ochotę wró­cić do teatru i zobaczyć to przedsta­wienie jeszcze raz. Dawno nie widzia­łam w teatrze czegoś tak znakomi­tego, porywającego i dającego do myślenia. I tak gęstego - po jednokrotnym obej­rzeniu nie sposób zachować w pamięci wszystkich szczegółów, rozwiązań, sy­tuacji, rytmów i dowcipów, choć chcia­łoby się, tak są smakowite. Ale Grze­gorz Jarzyna nie jest reżyserem praco­wicie kolekcjonującym pomysły i de­monstrującym je widowni osobno i z na­maszczeniem; to byłoby nieznośne. Nie roztacza pawiego ogona talentu, abyś­my go podziwiali. Wszystko tu służy przedstawieniu, ściśle tka materię o wie­lu barwach i nieoczekiwanych wzorach. Jarzyna ma wielki talent do czytania dramatów. Właśnie czytania. Nie poka­zuje nam tego, co uważa się za właści­wą interpretację Fredry, Witkacego, Gombrowicza, czyli najczęściej sche­matu, do którego widownia została przyzwyczajona z

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Kwartet, czyli septet

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta w Krakowie nr 288

Autor:

Joanna Targoń

Data:

11.12.2000

Realizacje repertuarowe