Po wyjściu z "Magnetyzmu serca" miałam wielką ochotę wrócić do teatru i zobaczyć to przedstawienie jeszcze raz. Dawno nie widziałam w teatrze czegoś tak znakomitego, porywającego i dającego do myślenia. I tak gęstego - po jednokrotnym obejrzeniu nie sposób zachować w pamięci wszystkich szczegółów, rozwiązań, sytuacji, rytmów i dowcipów, choć chciałoby się, tak są smakowite. Ale Grzegorz Jarzyna nie jest reżyserem pracowicie kolekcjonującym pomysły i demonstrującym je widowni osobno i z namaszczeniem; to byłoby nieznośne. Nie roztacza pawiego ogona talentu, abyśmy go podziwiali. Wszystko tu służy przedstawieniu, ściśle tka materię o wielu barwach i nieoczekiwanych wzorach. Jarzyna ma wielki talent do czytania dramatów. Właśnie czytania. Nie pokazuje nam tego, co uważa się za właściwą interpretację Fredry, Witkacego, Gombrowicza, czyli najczęściej schematu, do którego widownia została przyzwyczajona z
Tytuł oryginalny
Kwartet, czyli septet
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta w Krakowie nr 288