Po IV Międzynarodowym Festiwalu Boska Komedia w Krakowie pisze Jakub Derbisz w portalu G-punt.
Tegoroczna - czwarta edycja festiwalu "Boska komedia" - bez wyraźnej i spójnej linii programowej kusiła dowolnością. Ponownie trzy nurty: Inferno (konkurs polski), Purgatorio (przegląd repertuarowy) oraz Paradiso (młodzi twórcy). Jak co roku mnogość wydarzeń ciekawych i tych mniej interesujących; trzy kręgi, siedem dni: spektakle, spotkania autorskie, konferencje. Jednym słowem klęska urodzaju, róg obfitości, teatralna uczta. To na papierze i ekranie. Zapowiedzi organizatorów i koordynatorów festiwalu nie zawsze jednak zgadzały się z rzeczywistością. W programie znalazły się spektakle wielu estetyk, form, jakości, wizji etc., co w sumie powinno być plusem przekroju przez repertuar polskich scen,. Niestety, dobór przedstawień mógł pozostawiać wiele do życzenia. Szlagiery, które również zaproponowali organizatorzy, na obecną chwilę zdawały się być oklepanymi, nazbyt znanymi. Co z resztą programu? Czy to staranny, krytyczny dobór czy moż