"Czaszka z Connamary" w reż. Katarzyny Deszcz w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Krzysztof Karwat w Śląsku.
Wyjątkowo celnie siermiężne dekoracje Andrzeja Sadowskiego wpisują się w przestrzeń Sceny w Malarni. Po obu stronach umownej rampy scenicznej odrapane ściany, z zaskakującym w tych warunkach krzyżem na jednej z nich. No, bo jesteśmy w katolickiej Irlandii, ale jakby nie tej. ku której tęsknie wznoszą wzrok Polacy. To zapyziała, zapijaczona prowincja. Nie ma czego zazdrościć. W rozpadającym się, także i przede wszystkim moralnie domu, jakieś skromne sprzęty, sfatygowany stół, podniszczony przypadkowy fotel i mrugający wątpliwym ciepłem żelazny piecyk. Obok równie szaro i beznadziejnie. Z nieba leje się prawdziwy deszcz. To zapewne aluzja do wcześniejszej a bardzo udanej, zrealizowanej przez tę samą reżyserkę parę lat temu na Scenie Kameralnej Królowej piękności z Leenan. To jest ten sam świat, może też ci sami ludzie. Albo ich sąsiedzi. To nieważne, drugorzędne. Oni tu wszyscy jakby z jednej gliny ulepieni. Najlepiej i