CHYBA SIĘ NIE MYLĘ. Chyba istotnie, Andrzej Wajda nie reżyserował w warszawskich teatrach niczego od pamiętnej "Sprawy Dantona" na otwarcie Teatru Powszechnego w styczniu 1975, czyli trzynaście lat temu! Potem, oczywiście, oglądaliśmy na "Spotkaniach teatralnych" parę jego spektakli przywiezionych z Krakowa ("Z biegiem lat, z biegiem dni", "Zbrodnia i kara"), oglądaliśmy jego filmy, a niektórzy obejrzeli też "Wieczernik" Brylla grany przez jakiś czas w kościele św. Katarzyny. Słyszeliśmy również, że przymierzał się w stolicy do tego i owego, jednakże ostatecznie - z powodów od niego niezależnych - projekty te nie dochodziły do stadium realizacji, no, ale wreszcie - jest! Na tę samą scenę, na której pożegnał nas dramatem Przybyszewskiej, powrócił teraz Strindbergowską "Panną Julią". Czy wybór sztuki dziwi? Może trochę tak - przynajmniej na pierwszy rzut oka. Sądziliśmy, że być może na powrót wybierze jakieś efektowne widowisko o najważni
Tytuł oryginalny
Kurier Warszawski
Źródło:
Materiał nadesłany
"Przekrój" nr 2233