Piękny obrazek: białe płótno w tle, podesty i weneckie słupy, szkło naśladujące wodę kanałów; ładnie Krzysztof Warlikowski, reżyser, z Małgorzatą Szczęśniak, scenografką, to wymyślili. Gorzej z kostiumami: dlaczego Wenecjanie mieliby chodzić w szlafrokach, męskich sukienkach a la Szkoci, nocnych koszulach? A najgorzej z akcją, konfliktami, postaciami. Ale też to arcytrudna partytura. "Kupca weneckiego" grywa się rzadko, bo wzajemna nienawiść chrześcijan i Żydów jest drażliwa w każdej epoce, ale też dlatego, ponieważ to wyjątkowo czarna, nawet jak na Szekspirowskie standardy "komedia", ludzie są tu niemal bez wyjątku odpychający, samolubni i plugawi, wiarołomni i fałszywi; przyjaźń zmienia się w nienawiść z kwestii na kwestię. Żarty są ponure, zaś konwencjonalne happy endy, morały i przesłania same się kompromitują i ośmieszają. Trzeba wielkiej zręczności, by wydobyć migotliwość intencji i wieloznaczność postaw; młody insceni
Tytuł oryginalny
Kupiec wenecki
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 47
Data:
19.11.1994