PiSowski #DobryRok był dla polskiej kultury rokiem złym - pisze Agata Diduszko-Zyglewska w Dzienniku Opinii Krytyka Polityczna.
Po porażce swoich pierwszych rządów prezes odrobił lekcję i zrozumiał, że niezależna i nieokiełznana kultura to obszar niebezpiecznej anarchii, która stale zagraża nawet najbardziej obiecującej demokraturze. Dlatego historycznym gestem awansował ministra kultury do rangi wicepremiera (o ironio - jak długo my, ludzie kultury, o tym marzyliśmy) i wyposażył go - wraz z nowym personelem resortu - w profesjonalne ciężkie pantofle do miażdżenia miłoszowskiej porcelany. Chrupot i zgrzyt skorupek słychać było z miarowym natężeniem przez cały ten rok. Kultura polska stała się kulturą katolicko-narodową a państwowe komórki reprodukują śmiertelne wirusy serwilizmu wobec "naczelnika państwa i niekoronowanego króla Polski". Objawy choroby toczącej najważniejsze państwowe instytucje kultury przybierają formy czysto groteskowe, np. kiedy Instytut Adama Mickiewicza pod nowym kierownictwem za jeden z głównych celów stawia sobie promocję dziedzictwa Lecha Ka