Numer telefonu Zdzisława Beksińskiego w reż. Michała Wierzbickiego oraz Całkiem fajnie Volkera Schmidta w reż. Radosława B. Maciąga. w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu. O internetowych pokazach online pisze Krzysztof Krzak na blogu Kulturalne to i owo.
Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu wraca do widzów dwutorowo: klasycznie, w swojej siedzibie, gdzie gra sztuki z dotychczasowego repertuaru, i on-line z przygotowanymi na tę okazję premierowymi spektaklami.
Pierwsza internetowa premiera odbyła się 22 czerwca 2020 roku, a był nią monodram „Numer telefonu” oparty na tekście Zdzisława Beksińskiego. Że Beksiński znakomitym artystą malarzem był, powszechnie wiadomo. Natomiast fakt, że zajmował się on również twórczością literacką był, a może nadal jest wiedzą dostępną dla ograniczonego, jak się wydaje, kręgu osób. Piotr Dmochowski, popularyzator dzieła Zdzisława Beksińskiego, udostępnił w swojej internetowej galerii 32 opowiadania autorstwa malarza. Powstały one na początku lat 60. minionego i sam autor traktował je jako wprawki literackie, do których nie przywiązywał większej wagi. Wiele z nich nie ma tytułów, zakończenia, bądź opatrzone są negatywnym komentarzem samego Beksińskiego.
Po jedno z takich opowiadań, zaczynające się słowami: „Pamiętam tylko numer telefonu” sięgnęli: Michał Wierzbicki (aktor kaliskiego teatru) i Fryderyk Rubas, autorzy inscenizacji. Trud przekazania widzom niełatwego tekstu Zdzisława Beksińskiego wziął na siebie aktor Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu, Zbigniew Antoniewicz. Aktor zdany jest w tym monodramie wyłącznie na siebie i sugestywność przekazu. Zamknięty w niewielkim pomieszczeniu przypominającym pokój przesłuchać tudzież skrytkę przed tajemniczymi „onymi”, o których stale wspomina, do dyspozycji ma jeszcze tylko szklankę wody i telefon, z którego jakby bał się skorzystać. Beksiński podobno nazywał swoje opowiadania „prozą maniakalną” i „Numer telefonu” doskonale to potwierdza. Jest w nim mroczny świat, psychodeliczny nastrój, obsesyjny strach przed czymś, co jest – nie wiadomo – prawdziwe czy może stanowi wytwór schizofrenicznej wyobraźni. Antoniewicz kapitalnie wygrywa ten stan zagubienia, potężnej obawy i niepewności, przypominając nieco Kafkowskiego Józefa K. Mroczność otaczającej go rzeczywistości uzupełniają filmowe dokrętki wykonane telefonem komórkowym, przedstawiające ulicę miasta nocą, z oddechami osoby biegnącej / uciekającej przed czym iluzorycznym, niewiadomym, do końca nierozpoznanym. W bardziej świetlistych obrazach aktorowi towarzyszy koleżanka z teatru, Malwina Brych. Oprawę wokalno – muzyczną monodramu w wykonaniu Zbigniewa Antoniewicza zapewniły: Agata, Milena i Hanna Antoniewicz. Skromnymi, rodzinno – koleżeńskimi środkami stworzono 30 – minutowy spektakl o ogromnym ładunku emocjonalnym.
Następnego dnia z Teatru Bogusławskiego w Kaliszu nadano sztukę „Całkiem fajnie” austriackiego dramaturga, reżysera i aktora Volkera Schmidta (przekład: Karolina Piaseczna) w reżyserii Radosława B. Maciąga. Ważne są tutaj również zdjęcia filmowe wykonane przez Tomasza Schaefera, bowiem akcja sztuki łączy świat rzeczywisty z wirtualnym światem portali społecznościowych i elektronicznych komunikatorów, którymi posługują się trzydziestolatkowie, bohaterowie sztuki. Wydają się być osobami spełnionymi, realizującymi swoje marzenia, nie mają obaw przed zmianą miejsca zamieszkania, pracy, są obywatelami świata (realizują się w m.in. w Nowym Jorku, Bangkoku, Konstancji). Ale w życiu stricte prywatnym, uczuciowym są skazani na tymczasowość, przelotność. Nie potrafią zbudować trwałego związku opartego na prawdziwym uczuciu i uczciwości, co musi w finale prowadzić do tragedii. Kaliskie przedstawienie zbudowane jest z dwóch części: nagranej wcześniej metodą quasi filmową, chybotliwą kamerą (co dodatkowo podkreśla niestabilność życia, emocji bohaterów) i granej na żywo przez szóstkę młodych aktorów Bogusławskiego. Do mnie bardziej przemawia ta druga, bowiem bliższa jest idei teatru jako kontaktu aktora z widzem, nawet w tak specyficznych warunkach, jak transmisja on-line. Wykonawcy zaangażowani przez Radosława B. Maciąga znakomicie odnajdują się jednak w całościowej koncepcji przedstawienia, bezsprzecznie nowatorskiej, która – jak mniemam – z czasem stanie się coraz powszechniejsza w teatrze. Bardzo poruszające kreacje, wiarygodne psychologicznie stworzyli: Malwina Brych jako Magda, Maciej Zuchowicz(Jonathan) i Jakub Łopatka grający Kurta. Ich równorzędnymi partnerami byli pozostali artyści: Michał Felczak (Eike), Aleksandra Pałka (Annika) i Małgorzata Kałędkiewicz – Pawłowska (Anne). To głównie ich gra sprawiła, że przedstawienie „Całkiem fajnie”, mimo pewnych niedostatków technicznych, przemawia do widza jako nie najweselszy (mówiąc eufemistycznie) obraz pewnego pokolenia, przez co zachęca, a wręcz zmusza do refleksji.