Po "MNISZKACH" - "Jednooki"; obejrzeliśmy zatem drugą sztukę Maneta, pisarza kubańsko-francuskiego, który ma za sobą nie byle co: sukcesy w teatrach Paryża. Co prawda to i w Paryżu sezon sezonowi nierówny, ale na nas - tradycyjnie z upodobaniem zapatrzonych w tę stronę - zawsze to robi wrażenie.
"Jednooki" jest sztuką, która rzeczywiście może odnieść znaczący sukces sceniczny. Nie jest intelektualnie jałowa; rzekłbym - jest intelektualnie przeładowana. Próbuje dokonywać wiwisekcji człowieka, obnażyć jego prawdziwą naturę, która dochodzi do głosu w sytuacjach ostatecznych, np. w sytuacji śmiertelnego zagrożenia. Ujawnia m.in. - znaną zresztą skądinąd - prawdę o tym, iż człowiek, człowiek jako taki, jest tworem egoistycznym. W sytuacji zagrożenia zachowuje się jak zwierzę. Jest gotów zabić podobne zwierzę, jeśli za tę cenę może ocaleć. Ale człowiek jest zwierzęciem tylko częściowo. Zachowanie zwierzęcia determinują instynkty. Człowiek w historycznym procesie wzbogacił instynkty o inne wartości. O kulturę, ideologię, politykę... Trzej skazańcy ze sztuki Maneta mają szansę. Dwu ocaleje, jeżeli się jeden poświęci i pójdzie dobrowolnie na śmierć w szponach lwów; zostały bowiem zapowiedziane ostatnie igrzyska, w Rzymie