EN

4.01.2008 Wersja do druku

Kule świszczą coraz bardziej

- Stalin wykitował w 1953 roku, a w naszej szkole na Miodowej zrobili na korytarzu - myśmy to tak nazywali - "boży grób". Wyglądał jak w kościołach na Wielkanoc. Przy grobie Stalina, z popiersiem i kwiatami, musieliśmy stać jak strażnicy. (...) z Mietkiem Czechowiczem, a Zdzisio Leśniak i Wiesiek Gołas patrzyli, czy nie zbliża się jakiś profesor. Jak nie było nikogo, klękali i "Boh pomiłuj, Boh, pomiłuj" - bili się w piersi, żegnali i rozśmieszali nas - mówi FRANCISZEK PIECZKA, aktor Teatru Powszechnego w Warszawie.

W styczniu kończy pan 80 lat. Życie trwa długo czy krótko? - Strasznie krótko! Gdy mi nic nie dolega, czuję, że jestem młody. Dopiero gdy popatrzę w lustro, myślę: "O, mój Boże, zupełna destrukcja". Wczoraj w telewizji widziałem reklamę wojaży i myślę: "Cholera, pojechałbym na plażę, ale z taką gębą, z takim ciałem zakłóciłbym radość młodym. Lepiej wybrać się gdzieś w dolinę starców". Ale chyba dla pana jako aktora starzenie się nie jest problemem? Kamera i widz pożądają pana w każdym wieku. - To pomaga przejść do porządku nad ponurym faktem, że starzenie i śmierć są nieuchronne. Wokół mnie kule świszczą coraz bardziej. Trzeba uchylać głowę, żeby akurat nie trafiła. Do tej pory mi się udawało, ale gdy nie będę miał odruchu i nie odchylę głowy, to i mnie pacnie. Trzy i pół roku temu straciłem żonę, z którą byłem 50 lat. Jak to jest, gdy znika z życia najważniejszy człowiek? - Po tak dług

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Kule świszczą coraz bardziej

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wyborcza nr 304/31.12.2007 - Duży Format

Autor:

Dariusz Zaborek

Data:

04.01.2008