Blues-opera "Kuglarze i wisielcy" z librettem i piosenkami Jacka Kaczmarskiego wystawiona w poznańskim Teatrze Nowym odznacza się przerażającym brakiem dowcipu, umiaru w słowach i dziurami w dramaturgii. Dwaj profesjonaliści - Krzysztof Zaleski i Jerzy Satanowski - dodali do tego nieudolną reżyserię i muzykę ciężką jak ołów. Wielka szkoda, bo pomysł był oryginalny, a fabuła świetna. Trzygodzinny spektakl osnuty jest na motywach "Człowieka śmiechu", romantycznej powieści Wiktora Hugo. Jej akcja dzieje się w Anglii na przełomie XVII i XVIII wieku, a głównym bohaterem jest wędrowny kuglarz Gwynplaine (Mirosław Konarowski), któremu w dzieciństwie zniekształcono twarz w taki sposób, że nie schodzi z niej szeroki uśmiech. Kiedy okazuje się, że jest lordem, opuszcza swojego przybranego ojca Ursusa (Mariusz Puchalski) i ukochaną, niewidomą Deę (Małgorzata Mielcarek). Nie daje się jednak do końca omamić zaszczytami i na królewsk
Tytuł oryginalny
Kuglarze i nudziarze
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza nr 270