Bożena Zawiślak-Dolny podczas wieczoru w Loży nie raz schylała się po te najbardziej dojmujące przeżycia, podnosiła je z podłogi, zamykając we wzruszających frazach, takich jak w pieśni o "Youkali", opowiadającej o wyspie z marzeń, która - jak nam się niegdyś wydawało -może być realna, ale teraz wiemy, że była tylko złudzeniem - o songach Brechte-Weila w wykonaniu śpiewaczki pisze Magda Huzarska-Szumiec w Polsce Gazecie Krakowskiej.
Nie pamiętam jakiego koloru był ten kuferek. Wiem, że miał miliony usztywnionych przegródek, w których bezpiecznie można było schować kosmetyki. Osobno każdy cień do powiek, osobno kredki do oczu, podkład, a nawet różne kolory mascary, na które przygotowano odpowiedniej szerokości rowki. Bożena Zawiślak-Dolny wchodziła z nim na scenę, śpiewając jeden z songów Kurta Weilla i odkładając to cudo na ziemi. Postanowiłam sobie wtedy, że też kiedyś będę luksusową kobietą i wybiorę się w podróż z identycznym kufrem, wypełnionym Diorami, Rubinsteinami i innymi drogimi upiększaczami. Na razie byłam niezbyt zamożną studentką teatrologii. Zamiast jechać do Paryża po najnowszą linię perfum, pilnie chodziłam na zajęcia z historii muzyki, prowadzone przez ówczesnego doktora, a dziś szacownego profesora Józefa Opalskiego. Czegośmy się tam nie nasłuchali! Na słynnej zielonej kanapie w mieszkaniu Żuka kwartety smyczkowe Schuberta sprawiały, że