"Kuchnia" Arnolda Weskera długo nie mogła się doczekać polskiej premiery. Spróbujmy zracjonalizować to spóźnienie, które może być zresztą dziełem przypadku. Sądzę, że musieliśmy się najpierw zmęczyć dętą symboliką: wszystko, co pokazuje scena, jest "figurą świata". Może być śmietnik, a zatem, proszę bardzo, może też być restauracja z kuchnią. Ale na talerzu nie powinien leżeć kotlet: z takiej kuchni serwują tylko Los Człowieka. A podają do stołów wyfraczeni kelnerzy z enigmatycznymi minami, oczywiste szatany i w ogóle dreszcz. Sądzę też, że przynajmniej niektórzy z nas, widzów i ludzi teatru, musieli się uwolnić od czadu małej stabilizacji. Mała stabilizacja jest powszechną dokuczliwością: wszystko funkcjonuje źle. Jest to tak absorbujące, że stopniowo wszelka krytyka schodzi do poziomu krytyki niesprawności. Czas społeczny staje w miejscu, nie ma więc problemów, są tylko dokuczliwości. Gdyby w tych latach k
Tytuł oryginalny
Kuchnia
Źródło:
Materiał nadesłany
Odra nr 3