"Kubuś Fatalista i jego pan" w reż. Andrzeja Marii Marczewskiego w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. Pisze Krzysztof Karwat w Śląsku.
Pamiętam warszawskiego "Kubusia..." sprzed 30 lat, ze znakomitymi rolami Zbigniewa Zapasiewicza i Mieczysława Voita. To był spektakl lekki i dowcipny, ale także wyjaśniający, czym jest, czym może być "powiastka filozoficzna" w teatrze. Dialogi toczone na proscenium, gdy obaj aktorzy rytmicznie uginali kolana, udając jazdę na koniu, skrzyły się bon-motami, "złotymi myślami", rubasznym dowcipem, tzw. ludową mądrością przeciwstawioną stateczności myślenia "oświeconego". W Sosnowcu, choć skorzystano z tego samego tłumaczenia dzieła Diderota, jakoś tego nie usłyszeliśmy. Aktorzy wprawdzie też "jechali na koniach", ale nawet tutaj zabrakło konsekwencji i przejrzystości, bo raz używali w tym celu zabawnej hulajnogi zakończonej końskim łbem, a innym razem - jak przed laty Zapasiewicz z Voitem - tylko uginali kolana. Inna rzecz, że jakoś niezręcznie, mechanicznie, bez przekonania, iż może to być śmieszne. Najpoważniejszym mankamentem tej opowi