"Kubuś Fatalista i jego pan" w reż. Andrzeja Marii Marczewskiego w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. Pisze Henryka Wach-Malicka w Dzienniku Zachodnim.
Trudno się dziwić, że teatr kocha "Kubusia Fatalistę i jego pana", choć utwór nie był pisany dla potrzeb sceny. Jego szkatułkowa kompozycja i nerw dramatyczny poszczególnych opowieści aż się proszą jednak o rozpisanie na role i obrazy. Z powiastką Denisa Diderota jest jednak pewien kłopot, który przybiera na sile wraz z dystansem dzielącym współczesność od daty powstania utworu. Kubuś był postacią symboliczną i powstał w konkretnej rzeczywistości. Oświeceniowy bunt uczonych i artystów polegał przecież głównie na manifestowaniu swobody myśli i uczynku, pozostającej w opozycji do absolutyzmu ówczesnej władzy. Słowo libertyn znaczyło wtedy tyle co "wolny", ale i "niebezpieczny". Kubuś, z pozoru lekkoduch i świszczypała, uosabiał niezniszczalną wiarę Diderota w to, że prawdziwie wolnego człowieka nie zmienią ani obowiązujące obyczaje, ani nakazy władzy, a co najwyżej - jego własne decyzje. Fatalizm bohatera jest poglądem w oczywisty spo