W recepcji dramaturgii i osoby Martina McDonagha w Polsce na pierwszy plan wysuwają się głównie trzy rysy: brutal, narwaniec i ironiczny portrecista bliskiej sercu Polaków prowincji irlandzkiej - pisze Justyna Kozłowska w Dialogu.
Jeszcze do niedawna także w Polsce wrzucano McDonagha do wora brutali, umieszczając go blisko Sarah Kane i Marka Ravenhilla.1 Tym samym przez jakiś czas nie dostrzegano, jak bardzo dramaturgia Irlandczyka różni się od dramaturgii Brytyjczyków, zarówno formą, językiem, jak i treścią. Wystarczyło używanie tak zwanych four-letter words (słów czteroliterowych), chociaż u McDonagha od początku miały one inny wydźwięk niż u brutalistów, wpisując się w barwnie odmalowaną prowincję irlandzką. A więc i realizm (o formie stosowanego przez McDonagha melodramatu postmodernistycznego raczej nie wspominano) tych dramatów miał tu inny grunt niż, dajmy na to, "Shopping and Fucking". Marudzenie na prawdziwych brutali spod znaku Sarah Kane nie przeszkodziło jednak w polubieniu McDonagha. Wydawał się swój. Irlandia brutalna ze swą prostacką wsią, zacofaną, trochę komiczną, groteskową i tragiczną, bardzo się spodobała. Nic więc dziwnego, że premiery jego sz