W sylwestra w Teatrze Powszechnym im. Jana Kochanowskiego premiera spektaklu "Dajcie mi tenora", tekst sztuki wziął na warsztat Marcin Sławiński, który zapowiada ją jako farsę z wyższej półki. - Z moich doświadczeń wynika, że jeśli bierze się na warsztat dobrą sztukę i obsada jest odpowiednia, to są duże szanse na sukces - mówi reżyser w rozmowie z Karoliną Stasiak.
Lubi pan operę? Marcin Sławiński, reżyser: - Tak, ale nie zawsze tak było. Do opery trzeba dojrzeć. W tej chwili jestem jej prawdziwym miłośnikiem. Całkiem niedawno byłem np. na "Otellu" w Wilnie, a jego motyw przewija się przez całe nasze nowe przedstawienie. Czyli reżyserowanie sztuki, która dzieje się operze w Cleveland, to czysta przyjemność? - Ten zawód to dla mnie czysta przyjemność. Czasami śmieję się, że siedzę na próbie, oglądam zabawną scenę zagraną przez świetnych aktorów i powinienem zapłacić za bilety, a nie dostawać jeszcze honorarium. "Dajcie mi tenora" był już wystawiany na scenach całego świata. Czy gdy reżyser bierze się za realizację scenicznego hitu czuje presję czy może spokój, bo zawsze może podejrzeć, jak zrobili to inni? - Stres zawsze jest, bo w teatrze nie ma żadnych gwarancji, recepty na sukces. Z moich doświadczeń wynika jednak, że jeśli bierze się na warsztat dobrą sztukę i jeśli obsada jest odp