Gdybym był jurorem Interpretacji, już zacząłbym sobie współczuć. W sobotę trzeba ogłosić werdykt, a swoim mieszkiem z 10 tys. zł można nagrodzić tylko jeden z pięciu świetnych spektakli, które przyjechały do Katowic na festiwal sztuki reżyserskiej - pisze Łukasz Kałębasiak w Gazecie Wyborczej - Katowice.
Rok temu nie miałbym takich dylematów. Były spektakle poruszające, jak "Ostatni taki ojciec"; intrygujące, ale przegadane ("ID") i nudne do bólu zębów ("Panny z Wilka"). Festiwal był podsumowaniem słabego sezonu w polskich teatrach, a i selekcjonerzy, mam wrażenie, dobierali sztuki tak, żeby zadowolić wszystkich. Potwierdziła się jednak stara prawda, że próbując zadowolić wszystkich, nie zadowoli się nikogo. Wynik: Lauru Konrada nie przyznano. Jeśli w tym roku takie zagrożenie też istnieje, to dlatego, że reżyserzy wszystkich zaproszonych spektakli mieli coś ciekawego do powiedzenia. Wychodząc z teatru po pierwszym w konkursie "Amfitrionie" Wojciecha Klemma, miałem przeczucie, że każdy następny spektakl będzie jeszcze większym odkryciem. I nie rozczarowałem się. Prawdziwą przyjemność sprawiało obserwowanie, co młodzi reżyserzy robili z klasycznymi tekstami. Bo poza "Sprzedawcami gumek" wg. Hanocha Levina oglądaliśmy paradę inscenizacj