Zespół "Kochanowskiego" w pierwszej po wakacjach premierze zaprezentował widzom znakomitą formę. Oby to była dobra wróżba na cały sezon.
"Wilki i owce", jak i inne sztuki Aleksandra Ostrowskiego, rzadko ostatnimi czasy goszczą na polskich scenach. Szkoda, bo autor należy do najwybitniejszych twórców rosyjskiej dramaturgii XIX wieku, a jego dzieła, tworzące szkołę realistyczną tej dramaturgii, do dziś zachowały coś więcej niż wdzięk zgrabnie skomponowanych komedii. Ostrowski wątki do swej twórczości czerpał z życia codziennego, własnych doświadczeń i obserwacji, a także z kroniki obyczajowej i kryminalnej. Konkretny materiał przekształcał w artystyczne uogólnienie i ono właśnie stanowi do dziś siłę "Wilków i owiec". Ta demaskatorska komedia, wpisująca się w typowe dla autora rozbijanie legendy "gniazd szlacheckich", zachowała uniwersalny charakter opowieści o ludziach żyjących w zakłamaniu. Świat wykreowany w przedstawieniu wyreżyserowanym przez Andrzeja Bubienia to świat ludzkich typów dobrze nam znanych: dziewczyn gotowych na każdy podstęp, byle się dobrze (czyli bogato)