Rocznicowe obchody wybuchu powstania warszawskiego zwykle ujawniają związany z nim narodowy fetysz - ożywianie zsakralizowanego mitu stolicy i pamięć o tamtych wydarzeniach służą nie tyle próbie (lepszego) zrozumienia własnej historii, ile raczej patriotyczno-martyrologicznej mantrze, gromkim "krwią i blizną" umacniającym zwarte szeregi "pamiętających". Przy szacunku dla ofiar i dla czynu, trudno jednocześnie nie dostrzec, że kiepska to pamięć, a uświęcenie mocno wyniszczające - pełne banałów, stereotypów, rocznicowego napuszenia i konserwatywnego patriotyzmu, któremu zresztą prężne działania Muzeum PW próbują konsekwentnie ujmować obciachu, a przydawać atrakcyjności i - całkiem mainstreamowej - rozrywkowości. Tegoroczne obchody przebiegały pod hasłem "Odczytać Powstanie" - triumfujący postmodernizm kazał organizatorom uznać powstanie za tekst, który przy drobnej pomocy łatwo podda się masowej lekturze. Żeby jednak mogło tak się stać,
Tytuł oryginalny
Kto to "my"? Kto to "oni"?
Źródło:
Materiał nadesłany
Didaskali Gazeta Teatralna nr 87