Wyśmiewanie się z najpopularniejszego polskiego kompozytora świadczy o braku elementarnej znajomości show-biznesu i rynku muzycznego. To, że jego propozycja artystyczna to bardzo przeciętna plątanina słów i dźwięków, nie ma tu żadnego znaczenia - pisze Grzegorz Cholewa w Gazecie Wyborczej - Wrocław.
Na temat utlenionego dyrygenta i jego piosenek powstało już sporo dowcipów (z najsłynniejszą, mającą zdyskredytować rozmówcę odzywką: "Twoja stara klaszcze u Rubika" na czele). I słusznie, bowiem jak nie śmiać się z dyrygenta, który dyryguje, stojąc tyłem do orkiestry, a przodem do kamery? Albo z kogoś, kto swoje płyty nazywa psałterzami, oratoriami i kantatami, piosenki psalmami, nadużywając pseudoreligijnego patosu i powagi? Z drugiej strony - działania Rubika są z marketingowego punktu widzenia absolutnie logiczne i uzasadnione. Kompozytor działa w samym epicentrum polskiego pop-biznesu. Nie jest - jak sugerują niektórzy - Dyzmą polskiej muzyki poważnej czy sztuki dyrygenckiej, bo nigdy nie miał ambicji zastąpienia w panteonie mistrzów Krzysztofa Pendereckiego czy Henryka Góreckiego. Rubik stoi w jednym szeregu z Dodą, Beatą Kozidrak i Ich Troje - to są jego konkurenci na rynku muzycznym, to z nimi bije się dziś o słuchaczy i fanów. Jego m