Aby prawidłowo uchwycić, o co w tej awanturze tak naprawdę chodzi i kto zdaje się mieć nad kim przewagę, warto zauważyć, jak ważny stał się również czynnik medialny a dokładnie rola "Dziennika Polskiego". To "Dziennik" bowiem w ciągu gorących dwóch tygodni stał się trybuną oburzonych, wylewających swe żale pod adresem "niedobrego" Klaty - pisze Rafał Romanowski w Gazecie Wyborczej - Kraków.
Przerwany spektakl, rezygnacje aktorów, odwołana premiera, pogróżki prawicy pod adresem dyrekcji, wzajemne obrzucanie się błotem, lamenty w prasie, alarmy niezadowolonych portali w internecie. Jednym słowem: totalna awantura o Jana Klatę. W tak fatalnej atmosferze przyszło 40-letniemu Janowi Klacie, dyrektorowi Narodowego Starego Teatru, zmierzyć się rok po objęciu funkcji dyrektora z tymi, do których zdecydowanie nie był i nie jest adresowany jego teatr. Ale również z tymi, których Klata, jako szef narodowej sceny, mógłby przekonać swą rewolucyjną wizją, ale To na razie wychodzi mu dość blado. Wszystko zaczęło się wieczorem 14 listopada gwałtownym i umówionym wcześniej przerwaniem (przez tzw. niezadowolonych widzów) spektaklu "Do Damaszku" w reżyserii właśnie dyrektora Klaty. Gwizdki, tupanie, okrzyki "hańba, hańba", tyrady obrońców "tradycji i wartości" do zdezorientowanych aktorów, zapalone światło, ceremonialne wyjście z sali. Od tamt