"Iwona, księżniczka Burgunda" w reż. Mariana Pecki w Opolskim Teatrze Lalki i Aktora. Pisze Sabina Kwak w Śląsku.
Witold Gombrowicz nigdy nie był człowiekiem teatru. Jan Błoński dociekał nawet w książce "Forma, śmiech i rzeczy ostateczne...", "po kiego licha Gombrowicz pisał sztuki?", skoro - prócz lat wczesnej młodości - nigdy nie chodził do teatru ani nie interesował się inscenizacjami własnych dramatów. Wystarczał mu teatr wewnętrzny - to, co pisząc, "widział". Autor "Ślubu", owszem, był teatralny, upozowany; dostrzegał reguły międzyludzkiej gry i je bezlitośnie obnażał - oto truizmy. Dramat nie był jednak dla niego "partyturą teatralnego widowiska, domagającą się koniecznie scenicznej materializacji"; "dramatyczność" była raczej atrybutem jego psychiki - pisze w tekście z 2001 roku Jerzy Jarzębski (Dramat Ego w dramacie historii). I konkluduje, że sztuki autora "Kosmosu" są ciągłym wyzwaniem dla reżyserów, przynależąc do starej, preromantycznej jeszcze kategorii "Lesedrama" - "dramatu do czytania"; są "przyswajalne" przede wszystkim w lekturze.