Z jakiego powodu teatr sięga dziś po takie dramaty jak "Romeo i Julia"? Czy z szacunku dla wielkości klasyki, czy raczej po to, aby z pomocą klasycznego kostiumu opowiedzieć coś o czasach współczesnych? Reżyser Bogdan Tosza starał się nie uwspółcześniać kanonicznego dramatu wszech czasów. Romeo nie biega z telefonem komórkowym, a Julia nie nosi dżinsów, ich rodzice nie prezesują konkurencyjnym spółkom giełdowym. Nad sceną nie latają rakiety terrorystów. Przeciwnie, sięgnięto po kostiumy z epoki, taka też jest część muzycznych ozdobników spektaklu. Zdaje się, że tylko znakomity przekład Stanisława Barańczaka sprawia, że słowo przemawia do nas bardziej współcześnie, pulsuje w zgodzie z naszym językiem i dobrze trafia do głowy. A jednak reżyser wydobył z historii Romea i Julii przede wszystkim to, co w dramacie napisanym w XVI wieku okazuje się najzupełniej aktualne dla wieku XXI - walkę dobra i zła w ludzkiej duszy. We�
Tytuł oryginalny
Kto pamięta miłość?
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza - Lublin nr 34