Naprzód była optymistyczna, afirmatywna, pełna humanizmu i mimo wielu momentów smutku i głębokiego zamyślenia - raczej radosna sztuka Marcela Marceau. Potem przyszło przedstawienie Czekając na Godota, dzieła Samuela Becketta, którego nie uważam zresztą oczywiście bynajmniej za utwór antyhumanistyczny. W każdym razie rozpiętość doznań była znaczna. To całe moje "paryskie wspomnienie" czy "paryskie wrażenia" teatralne z tych niewielu dni, jakie udało mi się spędzić w nieogarnionym mieście nad Sekwaną latem ubiegłego roku. Na pustawej widowni starego i brzydkiego Teatru Hebertot, pod którego nazwą widnieją słowa: Le Theatre de l'Elite, położonego w brzydkiej, zakurzonej dzielnicy, nieopodal dworca Świętego Łazarza, siedziałem z czwórką moich polskich współtowarzyszy podróży. Było to troje młodych aktorów i jeden dramatopisarz. Moi przyjaciele wyszli jednak z teatru po pierwszym akcie Godota. Oświadczyli, że sztuka jest genialna, ale prze
Tytuł oryginalny
Kształt sceniczny "Czekając na Godota"
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 7